czwartek, 13 października 2011

Marzenia - dookoła Europy.

Tak sobie siedzę, marzę... I wymarzyłem taką podróż:

(Mapy google mają ograniczoną ilość punktów podróży, więc w dwóch częściach będzie.)



Wyświetl większą mapę


Wyświetl większą mapę

Nie mam bladego pojęcia, dlaczego Google Maps nie pozwoliło mi dodać do trasy Sarajewa czy Mostaru - może ma jakiś konflikt z drogami w Bośni i Hercegownie? W każdym razie Sarajewo też jest w tym marzeniu :) Trasa jest uproszczona, bo po drodze jeszcze mnóstwo miejsc, w których byłem i chętnie wrócę, albo koniecznie chcę zobaczyć.

Poniżej jeszcze obrazek sklejony w photoshopie - po kliknięciu powiększa się.




To dopiero wyprawa!

poniedziałek, 3 października 2011

Wspomnienia po terminie

Jakoś tak przypadkiem, trafiłem dziś na TripWow - aplikację webową, do tworzenia interaktywnych i atrakcyjnych pokazów slajdów. W ten oto sposób powstał film z mojej wyprawy do Kraju Basków z zeszłego roku!

Euskal Herria - Kraj Basków Slideshow: Mateusz’s trip from Poznań, Polska Centralna, Polska to 5 cities Bilbao, Donostia-San Sebastián, Vitoria-Gasteiz, Lekeitio and Guernica was created by TripAdvisor. See another Hiszpania slideshow. Create a free slideshow with music from your travel photos.

niedziela, 20 lutego 2011

Zdjęcia z Wintercamp 2011

Nie mam wiele swoich zdjęć z Wintercampu - aż 15 w sumie - bo zapomniałem zabrać karty pamięci do aparatu :) 

Jednak podzielę się tym co jest - ułożone są w kolejności chronologicznej.
















piątek, 18 lutego 2011

Jedzenie w górach - paczki śniadaniowe

Kiedyś, przeszło rok temu pisałem o batonach energetycznych własnej roboty. Teraz kolej na moje paczki śniadaniowe.

Paczki te przygotowuję przed samym wyjazdem, bo nie wiem jak z ich trwałością. Teoretycznie wszystko to produkty przetworzone i po otwarciu można je przechowywać przez jakiś czas, ale lepiej nie ryzykować. Pakuję w woreczki strunowe odpowiedniej wielkości - moje mają bodajże 100x250mm. Próbowałem w zeszłym roku wkładać taki woreczek do metalowego kubka o średnicy 10cm służącego mi za menażkę i zalewać wrzątkiem w woreczku, by uniknąć brudzenia kubka. Niestety nie sprawdziło się - co prawda smaku plastiku nie wyczuwałem, ale woreczki od temperatury i tak się dziurawiły.

Ale do rzeczy - co jest w takiej paczce? 

Bazę stanowią trzy rzeczy:

1. Kaszka dla dzieci - są różne smaki i warianty. Ja osobiście lubię najbardziej bananową, ale to kwestia gustu.


2. Mleko w proszku - granulowane, takie jak na zdjęciu używałem najczęściej.


3. Otręby - zawszę sypie pszenne, ale są również różne wersje smakowe granulowanych otrębów, których próbki często można spotkać właśnie w pszennych :)


Składniki sypię od razu do woreczków. Pierwsze z dwóch powyższych składników trzeba dopasować ilościowo - na kaszce jest zawsze instrukcja jaką ilość kaszki trzeba zalewać jaką ilością mleka, tak samo na mleku - zawsze możemy znaleźć informacje ile gram czy łyżek potrzeba na przygotowanie szklanki czy 100ml mleka. Ostatnio było to bodajże 5 łyżek kaszki na 4 łyżki mleka.

Gdy wyliczymy odpowiednie porcje wsypujemy kaszkę i mleko do worka, a następnie mieszamy z otrębami. Otrębów nigdy nie sypię w określonej ilości, choć zazwyczaj wychodzi, że są to 4 łyżki. Tutaj zależy od tego jak bardzo lubimy otręby, choć polecam ich stosowanie - stanowią dobre wypełnienie żołądka, a i późniejsze funkcjonowanie układu trawiennego zapewniają dobre :) Jak ktoś dostanie płatki owsiane czy ryżowe błyskawiczne, to można pewnie nimi zastąpić otręby.

Wymieszanie dokładne tych składników na tym etapie, ułatwia późniejsze rozmieszanie po zalaniu wrzątkiem.

Gdy mamy bazę możemy pomyśleć o dodatkach. Generalnie podstawowe możliwości to - płatki śniadaniowe, muesli czy bakalie. Z ogromnej oferty płatków możemy wybierać tak, żeby każde śniadanie było inne, a i tak szybko nie skończą nam się możliwości.




Ostateczny efekt wygląda na przykład tak:



Dlaczego moim zdaniem warto zrobić sobie takie paczki na wyjazd w góry? 
  • Przede wszystkim łatwość przygotowania - przed wyjazdem nie ma z tym dużo roboty, a na wyjeździe wystarczy zalać wrzątkiem.
  • Jest to posiłek dość zbilansowany - w mojej ważącej ok. 160g porcji jest: 555 kalorii, 24g białka, 108g węglowodanów, 3g tłuszczu. Na tyle, o ile znam się na tym, to trochę mało tłuszczu do całkowitego zbilansowania, ale poza tym jest całkiem ok.
  • Duża "pakowność" i niska waga - woreczki całkiem ładnie dają się układać w plecaku i wypełniają luki w przestrzeni; jeśli chodzi o niską wagę, to mam tu na myśli stosunek wagi do wartości odżywczych - porównywalne z "profesjonalnymi" liofilizatami.
  • Niska cena - koszt pojedynczej porcji śniadania liofilizatów Travellunch to 14zł. Mnie kosztowało mniej więcej tyle samo 5 porcji, do tego trochę większych niż liofilizaty.
  • Smak - naprawdę niezły. Może jedynie otręby mogą sprawiać wrażenie "trocin" w ustach, ale poza tym kaszka + bakalie = pychota :)
Oczywiście powyższe wartości odżywcze i cena są orientacyjne - choć na pewno nie dalekie od prawdy. Zależy tutaj też wiele od składników które użyjemy - różni producenci to różne wartości odżywcze i ceny.

Paczka taka jest dobra do zjedzenia przed wyruszeniem na szlak - jest lekko strawna, szybko się przygotowuje i mnie trzyma dość długo, choć to na pewno zasługa sypania dużej ilości otrębów i indywidualnych cech organizmu. Można niby kupić sobie gotowe owsianki, czy kaszki w małych opakowaniach, ale prawdę powiedziawszy ja się nimi nie najadam i wolę swoją własną produkcję :)

środa, 16 lutego 2011

Wrażenia po Wintercamp 2011

źródło: wintercamp.org.pl
Wintercamp 2011 zakończył się w ostatnią niedzielę. Moje wrażenia miały pojawić się trochę wcześniej - obiecywałem nawet, że w trakcie podroży powrotnej, jednak warunki w PKSie nie pozwały na swobodne operacje telefonem. Generalnie podróże środkami publicznego transportu zasługują chyba na osobnego bloga :)

W każdym razie obecnie mogę napisać parę słów podsumowania i uczynię to z ogromną przyjemnością!

O pogodzie wspominałem już we wcześniejszej notce, ale jeszcze raz musze o tym napisać. Początkowo - w piątek - nie nastrajała ona optymistycznie. Mgła, porywisty wiatr, a na koniec bardzo obfite opady śniegu wieczorem i w nocy. Tak obfite, że musiałem dwa razy budzić się i zrzucać śnieg gromadzący się na dachu namiotu. A rano, choć wykopałem platformę dla namiotu to zostałem wysoko przysypany (widać na pierwszej z fotek odrobinę niżej). Na całe szczęście już w sobotę od rana zaczęło się przejaśniać, chmury zostały rozwiane, powietrze stało się przejrzyste i w końcu można było zobaczyć opisywaną w przewodnikach panoramę Tatr. Słońce pięknie świeciło, wiatr nie był już taki mocny - pozostała czysta przyjemność z przebywania zimą w górach.

 
źródło: wintercamp.org.pl

Jeśli chodzi o organizację imprezy, to właściwie nie mam się do czego przyczepić. Szkolenia były dobrze dobrane i prowadzone, przez ludzi znających się na rzeczy. Uczestnicy mogli wybrać trzy z czterech prowadzonych szkoleń: lawinowego, medycznego, biwakowego i sprzętowego. Kilka słów o każdym z nich:

  • Szkolenie lawinowe składało się z trzech części - w pierwszej, poznaliśmy teorię powstawania lawin, jakie warunki im sprzyjają, gdzie mogą powstawać, w drugiej w praktyce wykorzystywaliśmy nadajniki/odbiorniki lawinowe zwane "piepsami", a w trzeciej braliśmy udział w przykładowej akcji GOPRu z pomocą psów przeszkolonych do poszukiwania ludzi pod lawiniskami. Ja sam miałem przyjemność być zasypany pod śniegiem i odkopany przez psy.
  • Szkolenie medyczne prowadzone było przez dwójkę instruktorów z Outdoor First Aid, którzy postawili sobie za zadanie przekonać nas, że nie powinniśmy bać się ratować innych, oraz pokazać nam podstawowe techniki i sposoby ratowania. Po części teoretycznej - prowadzonej w ciepłym hallu schroniska przenieśliśmy się przed schronisko by zobaczyć jak to jest, gdy wiatr zwiewa folię NRC, albo jak to jest, gdy w takich warunkach, przez godzinę trzeba prowadzić masaż serca. A moja - sobotnia grupa miała i tak komfortowe warunki, grupa która przy piątkowej pogodzie szkoliła się miała dopiero atrakcje i utrudnienia.
  • Szkolenie biwakowe właściwie biwakowym było tylko w połowie - w pierwszej części braliśmy udział w praktycznym tworzeniu jamy śnieżnej, która może całkiem dobrze zastąpić namiot. W końcu była okazja przekonać się jak tak naprawdę jest w takiej jamie. W drugiej części uczyliśmy się podstaw poruszania się w rakach i z czekanem. Okazało się, że podstawy wcale nie są jakieś wyjątkowo skomplikowane, jak się spodziewałem.
  • Szkolenie sprzętowe - w tym nie brałem udziału, a jedynie miałem okazję kilka razy "w przelocie" je zobaczyć. Krzysiek z WGLa opowiadał kursantom o tym jak się ubrać, jak dopasować plecak, omawiał różne rodzaje sprzętu i odpowiadał na masę pytań. Tyle wiem ja, z opinii współuczestników biwaku wynikało jednak, że naprawdę warto było brać udział w tym bloku szkoleniowym. W jego ramach prowadzona była też nauka poruszania się w terenie na rakietach śnieżnych.





Szkolenia zapełniły nam czas w piątek popołudniu i dużą część soboty. Poza nimi działo się jeszcze kilka ciekawych rzeczy - przede wszystkim spotkania z podróżnikami. W tym roku imprezę uświetniły swoją osobą dwie postacie: Adam Pustelnik - utalentowany wspinacz i podróżnik, oraz Kinga Baranowska - młoda polska himalaistka mająca na swym koncie 7 z 14 ośmiotysięczników. Adam był z nami od samego początku, a Kinga od sobotniego poranka i cały czas razem z nami brali udział w szkoleniach i reszcie biwakowego życia. Można było pogadać, zadać pytanie czy posłuchać odpowiedzi na pytania zadane przez innych. Niesamowite doświadczenie dla mnie - spotkać ludzi robiących rzeczy o których marzę i przekonać się, że są zwykłymi ludźmi, którzy po prostu potrafią dosięgać marzeń!

Poza tym z atrakcji to ognisko z kiełbaskami - niby nic, a taka kiełba na śniegu smakuje genialnie :), a w niedzielę najpierw wspólna kawa i ciacho, a potem zawody/gra terenowa dla uczestników, gdzie zadania były sprawdzeniem co się kto nauczył przez weekend.

Brakło mi (i z tego co słyszałem od innych) brakło jakiegoś elementu integrującego całą grupę na samym początku biwaku. Zadziałała tak niedzielna gra, ale to już trochę później. 

Cóż, wrażenia mam bardzo dobre i kupę miłych wspomnień. Chociaż pojechałem sam i właściwie nikogo ze współtowarzyszy biwakowców nie znałem to jedynie trochę to odczułem, a w namiocie miałem wygodniej ;)

Na stronie biwaku można znaleźć relacje, dużą galerię zdjęć. Jest też już filmik promocyjny z tegorocznego biwaku i pozwalam sobie zamieścić go poniżej.


sobota, 12 lutego 2011

Wintercamp 2011

Wczoraj pogoda nie nastrajała pozytywnie. Już od rana sypał jakiś taki niemrawy śnieg z deszczem, a świat zakrywała mgła. Wyżej oczywiście zniknął deszcz, a został sam niemrawy śnieg, który nawet łaskawie odpuścił  później na trochę odpuścił.
Niestety wiatr i mgła nie ustępowała nawet na chwilę i z obiecanych w przewodniku panoram wyszły nici. A miały być widoczne nawet Tatry. Później - w nocy duże opady śniegu i porywisty wiatr budziły mnie kilkukrotnie, bo zasypywało mi namiot prawie po sam czubek i trzeba było "energicznym ruchem ręki" zrzucić warstwę z góry.
Całe szczęście dziś - co widać na zdjęciu - pogoda zmieniła się diametralnie. Tatry były pięknie widoczne, co na fotce z telefonu już niestety gorzej widać.
Piszę trochę niezgrabnie dziś, bo jest już po północy i kładę się właśnie spać. Temperatura poza namiotem spadła poniżej minus 10 stopni, to i w środku mam dość chłodno i jeszcze nie nagrzało się do oczekiwanych okolic zera stopni :)
Dlatego biwak opisze już jutro w autobusie/pociągu, a tymczasem - dobrej nocy Wam i mnie!


(Już po powrocie edytowałem ten tekst "lekko", by był bardziej czytelny. Starałem się jednak zachować przekazywany klimat pisania notki przez telefon w warunkach zimowego biwaku :])

czwartek, 10 lutego 2011

Turysta z Androidem

Zaczynam właśnie Wintercamp 2011. Właściwie to już 10 godzin temu wsiadłem w PKS do Nowego Targu, ale teraz jestem na początku żółtego szlaku na Turbacz i za chwilę ruszam.

Dzięki telefonowi z systemem Android, mimo braku komputera mogę wysłać tą notkę. Wszystko za sprawą programu Blogger, choć również dla Wordpressa znajdziemy odpowiedni program.
Ale dostęp do internetu i blogu to nie wszystko, co daje mi mój telefon. Wyposażony jest w moduł GPS, co również otwiera szerokie możliwości.

Pierwsza to oczywiście nawigacja turystyczna, dzięki programowi Trekbuddy. Przygotowałem sobie wcześniej mapę rejonu w który jadę i wgrałem na kartę (możnaby raz wrzucić cały kraj, ale szczegółowa mapa byłaby ogromna i nie zmieściła na karcie 2gb, którą na razie dysponuje). Gdy będę na miejscu wystarczy, że uruchomie program i na bierzaco mogę śledzić swoją pozycję na szlaku.

Kolejne interesujące oprogramowanie to Glympsy. Również korzysta z GPSa, i pozwala pokazać znajomym swoją bieżącą pozycję. Mogą ją śledzić na mapie wraz z prędkością poruszania. A ja że swojej strony widzę ten sam zestaw danych, plus informacje ile osób mnie śledzi. Jak w amerykańskich filmach :)

Jak spakować plecak

Wolę być spakowany na dzień-dwa przed wyjazdem, nawet jeśli w dniu wyjazdu miałbym mieć też na to czas. Z różnych przyczyn zdarzało się czasem, że i na godzinę przed wyjazdem się pakowałem... ale takie sytuacje to mi się w koszmarach potem śnią :)



źródło: http://lifehacker.com/


Dlatego, choć nie odkryję pewnie Ameryki, ale jednak chciałbym się z Wami podzielić tym, jak zabieram się do tego pakowania właśnie. Bo same sprawy "techniczne" związane z pakowaniem rozwiązuję trochę nietypowo.

W każdym poradniku o pakowaniu się znajdziemy informację, żeby przygotować sobie najpierw, odpowiednio wcześniej listę potrzebnego ekwipunku. I racja, taka lista pomaga, ale według mnie też jest to zbyt chaotyczne. Przynajmniej u mnie - nie siadam na raz i nie spisuje wszystkiego od razu. Gdybym tak potrafił wszystko od razu wymienić z głowy, to po co w ogóle miałbym robić sobie jakąś listę?

Zazwyczaj mam zarezerwowaną na to jedną lub dwie kartki w notesie, który noszę zawsze przy sobie. Na tej kartce, przez tydzień spisuje co chcę zabrać, ale tylko w momencie gdy wpadnie mi to do głowy. Nie siadam specjalnie nad kartką i nie spisuje, dlatego warto mieć ten kajecik zawsze ze sobą - mi najczęściej wpadało ostatnio coś do głowy gdy czytałem książkę w autobusie do pracy.

Gdy mam już taką listę, rzeczy na niej nie są raczej ułożone w jakimkolwiek porządku. Dlatego trzeba ją uporządkować - dlaczego jest to ważne napiszę w dalszej części postu. Można by niby przepisać wszystko na kolejną kartkę, ale co jeśli wpadnie nam do głowy coś kolejnego i kolejnego? Dopisujemy na końcu i znów jest bałagan :)

Dlatego gdy mamy wstępną listę polecam stworzyć sobie mapę myśli (jeśli nie wiesz co to, zajrzyj tutaj: Wikipedia: Mapa myśli). To bardzo proste narzędzie, które pomaga usystematyzować każdy materiał czy dane w logicznym porządku.
Można mapę zrobić w dwojaki sposób - na standardowej, realnej kartce lub w internecie.
Ja osobiście wybieram i polecam tą drugą opcję. Dlaczego? Wymieńmy zalety wirtualnej kartki nad realną:
- dużo łatwiejsza edycja, gdy mamy już stworzoną mapę, a o czymś sobie przypomnieliśmy,
- dostęp i edycja mapy z każdego miejsca podłączonego do internetu,
- w moim przypadku dużo większa czytelność mapy wirtualnej :),
- możliwość ustawiania i przestawiania stworzonych odgałęzień mapy,
- możliwość dzielenia się mapą i współedycji pr
- łatwo dostępne opcje kolorowania tekstu, odnośników, wstawianie obrazków, które mogą sygnalizować nam ważne elementy mapy, etc.

Warto zauważyć, że powyższe zalety dotyczą konkretnie serwisu z którego ja korzystam, czyli MindMeister (link partnerski). Można z niego korzystać w dwóch wersjach - darmowej, w której można jednocześnie posiadać do trzech map, lub płatnej bez takiego ograniczenia oraz - między innymi - z możliwością pracy offline. Bez względu na wersję, dostępna jest pomoc, w której wyjaśnione jest tworzyć i pracować z mapami. Serwis jest w języku angielskim, ale oczywiście w mapach możemy pisać po polsku.

Trzy mapy to może i niewiele, ale jeśli chcemy zarchiwizować skończoną mapę to wystarczy eksportować ją ze strony do pliku graficznego lub pdf i zapisać na dysku, a na stronie niepotrzebną usunąć. Bo nie ma się co oszukiwać, większość z nas nie będzie pracować jednocześnie na więcej niż trzech mapach.


Tak wygląda moja przykładowa mapa z listą sprzętu na wyjazd, można ją obejrzeć w powiększeniu tutaj.
Wypisany wcześniej sprzęt dzielę na kategorie takie jak: nocleg, gotowanie, higiena, ubranie, akcesoria, elektronika, transport. Oczywiście to lista bardzo płynna - zależnie od wyjazdu kategorie się zmieniają. W przypadku bardziej rozbudowanych kategorii tworzę dodatkowo podkategorię - jak na przykład w powyższej mapie ubranie -> izolacja.

Przy pakowaniu i w okresie je poprzedzającym używam jeszcze jednego narzędzia - listy zadań/to-do/tasków. Mam w telefonie (z androidem) zainstalowany program o prostej nazwie "Task List" (dokładnie ten) - prosty i przyjemny w obsłudze. W takiej liście zapisuję zadania do wykonania przed wyjazdem takie jak: odzyskać namiot, zaimpregnować buty, kupić batony etc. Ważna rada - zaczynajmy zadania właśnie od słów kluczy. Potem po posortowaniu alfabetycznie wszystkie zadania np. ze słowem "kupić" na początku będą obok siebie itd. Łatwiej potem wszystkie zadania tego samego typu ogarnąć wzrokiem. Oczywiście załatwiamy wszystkie potrzebne sprawy z listy przed pakowaniem.



źródło: http://www.women-on-the-road.com/


Dalej to już sama przyjemność:
- sprawdzamy czy wszystkie zadania z listy są wykonane,
- uruchamiam mapę na komputerze, albo wyeksportowany plik w komórce,
- każdą gałąź mapy kompletuje po kolei i odkładam w podgrupach,
- zastanawiam się jak wszystko ułożyć w plecaku, co może być potrzebne i musi być łatwo dostępne, a co nie,
- pakuje wszystko do plecaka i gotowe :)

Do konkretnych porad na temat samego pakowania rzeczy do plecaka odsyłam do stron:
- http://plecaki.pl/htm/pakowanie.htm - listę rzeczy do zabrania z tej strony, potraktowałbym z lekkim przymróżeniem oka ;)
- http://praktypedia.pl/Jak_spakować_plecak

Poradniki te są sensownie napisane i warto je przejrzeć, choć potem w praktyce i tak rzadko udaje się zapakować wszystko tak jak autorzy to opisują. W końcu nasz sprzęt ma różne kształty, wielkość i możliwość kompresji poprzez wciskanie - dlatego najważniejsze by w plecaku ciężar był dobrze rozłożonym, nic kanciastego nie uwierało nas w plecy, nie wieszamy "dyndających" rzeczy na zewnątrz, a rzeczy które mogą się przydać w trakcie drogi umieszczamy w kieszonkach lub na wierzchu bagażu (chyba, że mamy plecak z możliwością odsunięcia całego przodu - wtedy jest to jeszcze prostsze).


Powodzenia w pakowaniu!

wtorek, 8 lutego 2011

Mobilny blogger w androidzie

Po zakupie HTC z androidem okazało się, że istnieje całkiem (przynajmniej w pierwszym teście) przyjemna aplikacja do obsługi bloga na blogspot.com/blogger.com.

Jeśli faktycznie się sprawdzi, to w piątek, sobotę i niedzielę posty prosto z Turbacza z Wintercampu.

Choć zapowiada się bardziej autumn/spring-camp jak na razie. Oby choć trochę mrozu i śniegu w weekend zagościło w Gorcach.